Kim są Swifties?
Taylor Swift przez jakiś czas wynajmowała apartament w kamienicy przy Cornelia Street na nowojorskim Manhattanie. Na ulicy gromadzili się Swifties, czyli najbardziej oddani fani i fanki artystki. Stojąc przed budynkiem, składali ręce do modlitwy, zainspirowani tytułem jednego z utworów. Pielgrzymki pod dom zaczęły się, gdy serwisy plotkarskie podały wieść o rozstaniu Swift z aktorem Joem Alwynem. Swfities mieszkają także w Polsce. Na facebookowych grupkach już szykują bransoletki z koralików układające się w tytuły piosenek wokalistki. Próbują też rezerwować miejsca w stołecznych hotelach, choć koncerty w Warszawie odbędą się dopiero za rok.
O co tak naprawdę jest całe zamieszanie? Co jest motorem napędowym tej fascynacji? Wielu słyszało piosenki artystki, ale nie każdy założyłby dla Taylor bransoletkę. Skąd bierze się obsesja wokół Swift?
Liczba postów: 16,974
Liczba wątków: 413
Dołączył: 10.2006
Reputacja:
1,070 Płeć: mężczyzna
Ale że to jakieś nowe zjawisko jest, że muzycy mają swoich oddanych fanów, którzy za nimi jeżdżą, noszą jakieś elementy ubioru, czy przyjmują jakąś nazwę? Co tu takiego godnego osobnej dyskusji?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.
Liczba postów: 590
Liczba wątków: 6
Dołączył: 02.2013
Reputacja:
164 Płeć: mężczyzna
^^ Akurat fenomen Taylor Swift to jest jeszcze o jakiś pierwiastek ponadto, o czym napisałeś. Oczywiście, że wielkie gwiazdy mają swoich oddanych fanów, szczególnie da się to zauważyć w świecie szerokiego rocka (groupies), ale Taylor wyszła już nawet poza te ramy.
Mnie np. również nieco zaskakuje magia nazwiska tej kobiety. Śpiewać umie, ma przebojowe kawałki, robi fajny show - jak najbardziej spełnia więc kryteria gwiazdy pop, ale nie ona jedyna - a jednak to na jej punkcie świat, dosłownie, oszalał. Nie wiem, czy to ten sznyt dziewczyny z sąsiedztwa (którą co prawda od dawna nie jest, ale nawet jej uroda temu sprzyja), czy to, że wywodzi się z małej, amerykańskiej mieściny (choć znowuż - nie ona pierwsza, nie ostatnia), czy że zaczynała od country... Ciekawy przypadek, ot co - a wątek ten chyba nie załamie serwera forum
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Liczba postów: 16,974
Liczba wątków: 413
Dołączył: 10.2006
Reputacja:
1,070 Płeć: mężczyzna
Sebrian napisał(a): a jednak to na jej punkcie świat, dosłownie, oszalał
Jest najpopularniejszą piosenkarką dzisiejszych czasów. Ale na pewno ustępuje popularnością Beatelsom, albo Jacksonowi z okresu ich świetności. Każdy zna jakieś kawałki Beatelsów albo Jacksona. O Swift niby każdy wie, że jest popularna, ale jej muzyka nie jest aż tak wszechobecna.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.
Liczba postów: 6,699
Liczba wątków: 89
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
965 Płeć: nie wybrano
Fenomen Taylorki polega na tym, że stała się obiektem projekcji poza samą sferą muzyki. Pozwoliła sobie, o zgrozo, namawiać ludzi do głosowania. Było to jakiś czas temu, wtedy nawet nie deklarowała poparcia dla żadnej ze stron. Ale strona konserwatywna, jak PiS w 2007 roku, uznała, że namawianie do głosowania jest propagandą przeciwko nim samym.
I potem już poleciało, i kultyści Trumpa postanowili uraczyć ją swoimi tezami o tym, jaka kobieta być powinna a jaka nie, nawet były całe serie memów porównujące Taylor do "porządnych kobiet" z amerykańskiej polityki, muzyki, mediów. Tyle że akcja spowodowała reakcję i Taylor w międzyczasie (AFAIK) już nie kryje się ze swoimi politycznymi sympatiami. A MAGA hats wymyślają kolejne teorie i tezy przeciw niej. Wszystko to coraz mniej ma wspólnego z muzyką, niestety.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 16,974
Liczba wątków: 413
Dołączył: 10.2006
Reputacja:
1,070 Płeć: mężczyzna
Poszukujacy napisał(a): Ateistom przeszkadza religia a nie przeszkadza taki kult człowieka?
Nie jest warunkiem bycia ateistą to, że komuś przeszkadza religia przecież.
Natomiast z mojego pragmatycznego punktu widzenia — kult jednostki wtedy „przeszkadza” jak ma obiektywnie szkodliwe skutki. Fakt, że ktoś tam się przebierze na koncert i poczuje więź z innymi fanami tego samego artysty nie ma żadnych takich skutków (a ma pozytywne). Więc o co chodzi?
Dobra — idę złożyć codzienną ofiarę z dwóch królików dla Florence Welch.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.
Liczba postów: 22,931
Liczba wątków: 239
Dołączył: 08.2005
Reputacja:
1,352 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Schabizm-kaszankizm
Swifties to mi się kojarzą ze swingersami
Sebrian napisał(a): Ciekawy przypadek, ot co - a wątek ten chyba nie załamie serwera forum
Tym bardziej że przydałoby się czasami o czymś innym pogadać niż te wszystkie wojny, poprawności polityczne, ekologie etc.
Dla mnie jej piosenki są takie że jednym uchem wlatują, a drugim wylatują. Takie typowo do radia stworzone.
Poszukujacy napisał(a): A jak to się ma z punktu widzenia ateizmu? Ateistom przeszkadza religia a nie przeszkadza taki kult człowieka?
Mi przeszkadza, bo istnieje tylko jeden prawdziwy kult. Kult kaszanki i kotleta schabowego (może być też z piersi z kurczaka).
zefciu napisał(a): Ale na pewno ustępuje popularnością Beatelsom, albo Jacksonowi z okresu ich świetności. Każdy zna jakieś kawałki Beatelsów albo Jacksona. O Swift niby każdy wie, że jest popularna, ale jej muzyka nie jest aż tak wszechobecna.
Za kilkadziesiąt lat ludzie dalej będą znać Jacksona, a o niej mało kto będzie pamiętał.
Liczba postów: 59
Liczba wątków: 0
Dołączył: 07.2023
Reputacja:
8
Porównywanie Taylor Swift z The Beatles albo Michaelem Jacksonem jest jak porównywanie kredy z czwartorzędem. O fenomenie Swift jest sporo opracowań, trafiła z przekazem i jego treścią na właściwe czasy, rynek wielkich tras koncertowych po pandemii notuje ogromne wzrosty, media streamingowe i społecznościowe zmarginalizowały radio i telewizję, więc artyści najbardziej popularni, to już wcale nie tacy, których muzykę słychać w każdym miejskim szalecie, na co kiedyś narzekał Mark Knopfler. Taki Dwayne Johnson jest na szczytach najbardziej popularnych aktorów, co nie znaczy, że każdy zna jego dorobek artystyczny.
Trzeba oddać Swift, że potrafiła sobie wypracować większą niezależność artystyczną niż inni artyści, a czy to bardziej jej zasługa, czy zasługa odpowiedniego "prowadzenia" przez wytwórnie z którymi była lub jest związana, to już inna dyskusja, ale po prostu teraz "może więcej" i ma jakieś "wpływy" jako "osobowość", więc teoretycznie nikt nie śmie "temperować" jej zachowań, choć może co do realnych wpływów to przesada i tylko chwytliwe hasło lansowane przez media i polityków. Nie trafiła też na czasy w rodzaju inwazji USA na Irak, więc pomijając nieporównywalność skali popularności, to jej "polityczne wyskoki" nie skończą się jak w przypadku Dixie Chicks w 2003.
A czy "Swifties" to religia? W kwestii generowania przeżyć emocjonalnych przez wyimaginowane bóstwo albo realnego idola, to nie ma różnicy.
All cognizing aims at "delivering a grip on the patterns that matter for the interactions that matter"
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Zamieńmy "Taylor Swift" na "Zakopane", w rozumieniu turystycznej atrakcji, a zdanie "Nie rozumiem (...) fenomenu" i cała dalsza treść artykułu mogłyby pozostać w zasadzie bez zmian. Zatem autor artykułu wykazuje "brak zrozumienia dla istnienia braku zrozumienia" w odniesieniu do przeróżnych kwestii. Czego więc autor by chciał? Aby było na odwrót? A jakby to miało wyglądać w odniesieniu do czegoś bazującego na gustach i guścikach, o których niby nie powinno się dyskutować, a jednak gdyby nie te dyskusje i odmienne opinie, to może siedzielibyśmy wciąż w jaskiniach?
Liczba postów: 21,611
Liczba wątków: 218
Dołączył: 11.2010
Reputacja:
1,019 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: ate 7 stopnia
Akurat zdanie „Nie rozumiem fenomenu ....” jest jak najbardziej poprawne, bo taka jest właśnie natura fenomenu.
Inaczej nie byłby fenomenem.
Podobnie jest z fenomenem Podsiadły - koleś zapełnia stadiony, a jego muza jest do bólu nijaka (zupełnie jak TS).
De gustibus...