Liczba postów: 11,803
Liczba wątków: 80
Dołączył: 12.2009
Reputacja:
294 Płeć: nie wybrano
Temat ten ma w zamiarze zawierać własne recenzje filmowe użytkowników.
Jako założyciel, zamieszczę swoją. Będzie to recenzja filmu "Kanał" z 1956r. w reżyserii Andrzeja Wajdy. Uwaga, w niektórych miejscach recenzja może nosić znamiona spoilera.
Dla Wajdy ten film był trampoliną, dla polskiego środowiska filmowego jego wystawienie na festiwalu w Cannes było nie lada wydarzeniem jak na tamte czasy. Wydarzeniem dość niezwykłym biorąc pod uwagę szczeble decyzyjne z udziałem osób trzecich, od których wiele zależało.
Film zdobył nagrodę, został zauważony na zachodzie, a nazwisko Wajda zostało zanotowane.
Czy słusznie? Czy była to może tylko fanaberia zachodniej śmietanki chcącej pokłonić się nad egzotyką z komunistycznego kraju ? Taka przypominająca ludomanię XIX wieku?
Otóż mogę wydać tylko jeden osąd-jak najbardziej słusznie.
Przejdźmy zatem do filmu. Czym nas wita? Wita nas suchym, nie wyrażającym emocji głosem narratora, który to podczas długiego ujęcia przedstawia po krótce członków oddziału, którego to losy przedstawia film. Zrezygnowano tutaj z pozostawienia widzowi tak częstego w kinie pytania "Jakie będą losy każdego z bohaterów?, co się stanie z X?, co się stanie z Y?" Zamiast tego mamy słowa: "Oto bohaterowie tragedii. Patrzcie na nich uważnie, to są ostatnie godziny ich życia."
I owszem, właśnie to doskonale ukazane postawy, uczucia, zachowania i schyłek żywota walczących o egzystencję i kraj bohaterów jest największym walorem tego filmu.
Wielu zastanawiało się czy "Kanał" jest filmem antypowstaniowym czy może na odwrót. Otóż w mojej ocenie nie jest on ani jednym ani drugim. Jest to film skupiający się na człowieku, na realiach, w których musiał się on odnaleźć. Realiach prawdziwych. To swoiste ukazanie mikroświata powstania. Autorem scenariusza jest powstaniec warszawski Jerzy Stefan Stawiński, który sam dobrze poznał te realia. Wielu innych uczestników powstania także potwierdziło ich autentyczność, w tym odnajdując w obrazie ujrzane przez siebie emocje, przeżycia, wydarzenia.
Wielkim atutem filmu są wyraziści bohaterowie, bardzo dobre kreacje aktorskie. Niezwykle rzuca się w oczy gra Teresy Iżewskiej jako łączniczki Stokrotki. Był to zarazem debiut filmowy Iżewskiej. Kanał był pierwszym i jedynym filmem, w którym to gra aktorska kobiety zrobiła na mnie największe wrażenie.
Sama bohaterka niezwykle przykuwa uwagę widza. Urodą, kobiecością, niezwykłą osobowością, oddaniem i siłą. Każdy mężczyzna może w Stokrotce dostrzec matkę, żonę i kochankę w jednym. Nie przesadzę jeśli napiszę iż Kanał to film, w którym możemy ujrzeć przykład kobiety doskonałej.
Bohaterowie reprezentują różne cechy-od oddanego wojskowemu poczuciu obowiązku porucznikowi "Zadry", przez budzącego mieszane uczucia "Mądrego" po myślącego tylko o sobie kanalię "Kulę".
Uważam, że filmy zapamiętujemy i doceniamy głównie ze względu na poszczególne, pojedyncze sceny.
W Kanale do historii przeszła już scena gdy Stokrotka z Korabem docierają do zakratowanego wyjścia z kanału przy brzegu Wisły. Szansa na szczęście była jednocześnie tak blisko i tak daleko. Domy i trawa jak na wyciągnięcie ręki po drugiej stronie rzeki. Wajda po latach stwierdził iż scena ta miała symbolizować brak radzieckiej pomocy, która była tak blisko.
Inną, która przykuwa uwagę jest ostatnia, końcowa scena filmu, w której Zadra ponownie schodzi do kanału. Żołnierskie poczucie obowiązku i odpowiedzialność za własny oddział sprawiła iż wrócił. Żal na jego twarzy jest bardzo charakterystyczny, wyjawienie "Kuli" było przecież ciosem w samo serce. Jedno z najlepszych zakończeń filmowych jakie widziałem.
Często nie lubię wątków, scen miłosnych. Niejednokrotnie są tandetne i upychane na siłę. W Kanale wątek ten jest żywy i piękny w swej prostocie. Scena z napisem na ścianie kanału dobrze to ukazuje wywołując wzruszenie.
Na pasujący do realiów klimat filmu wpływ napewno miała dobra scenografia i gra światłem. Ciemne, mokre czeluście kanałów były właśnie takimi jakimi miały być. To samo można powiedzieć o muzyce i dźwiękach.
Choć dźwięki nie grzeszą dobrą jakością to sprawnie wpływają na klaustrofobiczny, psychodeliczny klimat widoczny w sporej części filmu.
"Kanał" uważany jest za klasyk, choć jestem pewien iż gdyby film powstał dzisiaj to naskoczyłoby na niego grono zwolenników pokazywania jedynie tego co zakończone sukcesem. To błędne myślenie, które filmy ujmuje w kategoriach politycznych a nie tych bardziej intrygujących i nam bliższych-ludzkich...
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dlaniej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
Liczba postów: 1,821
Liczba wątków: 32
Dołączył: 07.2012
Obejrzałem właśnie ,,Hobbit. Pustkowie Smauga'' (jakaś dobra dusza wrzuciła na cda) i jestem trochę w szoku! Mianowicie, pierwszy raz widzę multi-kulti w ekranizacjach Tolkiena! Jak do tej pory, nigdy tego nie było, i aż się dziwiłem dlaczego. Ale chwileczkę: multikulkuralne jest Miasto na Jeziorze, rządzone przez znanego komika (i pedała) Stephena Fry'a, a samo miasto jest przedstawione jako siedlisko zdradzieckich drani i plotkarzy. Czyżby żaluzja, że multi-kulti nie popłaca?
Liczba postów: 1,821
Liczba wątków: 32
Dołączył: 07.2012
Nudziarz napisał(a):To wyżej to nie jest recenzja. Od takich pogaduszek o filmach są dwa inne tematy.
Nosz kutwa, będąc po kielichu chciałem ruszyć martwy od 2,5 roku temat! W zamian za to pobożny Zefciu dał mi minusa, a Ty masz jakieś żale. Gdzie tu sprawiedliwość?
Liczba postów: 11,803
Liczba wątków: 80
Dołączył: 12.2009
Reputacja:
294 Płeć: nie wybrano
"Witaj w Klubie"
Oskar, 6 nominacji. Coś w nim musi być.
Film oparty jest na historii Rona Woodroofa. Bardzo lekko, ponieważ biografiści zwracają uwagę na bardzo wiele nieścisłości i dodatków autorskich scenarzysty.
O czym zatem traktuje? Teksańczyk, kowboj, luzak, który lubi sobie wypić wciągać biały proszek i uprawiać seks z dużą ilością losowych panien przypadkowo dowiaduje się o tym, że ma AIDS i został mu miesiąc życia. Nie chcąc się z tym pogodzić upatruje swojej szansy w lekach niedopuszczonych do obrotu na terenie USA i żyje jeszcze 7 lat.
Przy okazji dokonuje wewnętrznej przemiany i z homofoba zmienia się w obrońcę gejów.
Tego w Hoolywood niestety zabraknąć nie mogło, ale na szczęćcie nie to wyrasta na główny motyw tego filmu.
Obraz ten jest do bólu amerykański. Przesiąknięty "wolnym południem" i niechęcią do władzy. W filmach zza oceanu tymi złymi bardzo często jest jakaś agencja rządowa. FBI, CIA, DEA, ... (tu wstaw skróty nazw innych agencji).
Tutaj nie jest inaczej, bohater filmu walczy (a jakże) z systemem, który nie pozwala mu się leczyć lekami niedopuszczonymi do obrotu. Ładuje w niego chemię, która nie dość, że nie pomaga to jeszcze szkodzi, natomiast naturalne środki są blokowane. Dlaczego? Oczywiście ze względu na konszachty ze chciwym koncernem.
Mamy zatem w filmie buntownika, który znajduje swoje wybawienie u innego buntownika, zbiegłego do Meksyku "szamana" jak go nazywam.
Historyczna prawda jest jednak taka, że to system wypuścił jeden z pierwszych skutecznych leków hamujących namnażanie wirusa (ten, który w filmie ma robić za truciznę choć oczywiście faktycznie jak to na początku badań bywa-nie brakuje mu wad) a masa domniemanych cudownych środków (w tym te, o których mowa w filmie) okazała się zwykłymi bublami.
Obraz nam jednak tego nie wyjaśnia, nic o tym nie wspomina przez co uważam iż zakłamuje rzeczywistość.
Matthew McConaughey odegrał swoją rolę świetnie. Jego bohater klnie, jest pełen wyrazu, żywiołowy, zbuntowany. Niemal się nie mazgai tylko bierze sprawy w swoje ręce. Smutek i żal nad swoim losem zostaje zastąpiony przez złość, bluzgi, energię do działania a nawet trochę humoru.
Aktor dobrze sobie z tym poradził.
Następna dobrze zagrana postać to Rayon grany przez Jareda Leto. Transwestyta.
Miałem wrażenie, że ten aktor jest taki naprawdę toteż jego grę oceniam wysoko.
Twórcy filmu starali się ukazać tą postać jako słabą, wzbudzającą sympatię ofiarę nienawiści innych ludzi (homofobia) i złego losu (AIDS).
Mnie to nie uwiodło. Rzecz jasna zarówno ze względu na tzw. homofobiczne przekonania lecz głównie przez wzgląd na to iż Rayon był totalnym ćpunem i męską prostytutką, czyli totalne dno bez żadnego szacunku do własnej osoby.
Jak widać wytykam filmowi sporo minusów. Co zatem sprawia iż uważam, że to w gruncie rzeczy niezły film? Oczywiście kreacja głównego bohatera. Pełna oczywistych dla mnie amerykańskich schematów (które kojarzą mi się głównie z innym aktorem i jego rolami-z Woodym Harrelsonem, prywatnie anarchistą), ale mimo tego ciekawa i przykuwająca uwagę widza, który ma chęć mu kibicować.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dlaniej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
Liczba postów: 2,105
Liczba wątków: 56
Dołączył: 10.2014
Reputacja:
221 Płeć: nie wybrano
Mała wielka Rosja
Wielka literatura ma swoje najważniejsze dzieła, a wiele z nich doczekało się wielokrotnych adaptacji filmowych. I chociaż o gustach nie dyskutuje się, są takie książki, których wartości po prostu nie można nie docenić. Oczywiście, można po nie nie sięgnąć. Można odłożyć po przeczytaniu kilku stron, można nie zachwycić się tekstem. Czasami bywa jednak tak, że mimo powyższych nie da się zakwestionować wartości książki, szczególnie zaś jej miejsca w panteonie dzieł światowej literatury.
Do arcydzieł niewątpliwie (można próbować podważyć tę tezę, ale ostrzegam, będzie bardzo trudno) należy "Anna Karenina". Piszę to nie tylko jako miłośniczka rosyjskiej literatury dziewiętnastego wieku, piszę to przede wszystkim jako osoba, która książkę kilka razy czytała, jednocześnie zaś nigdy nie miała ochoty oglądać jej ekranizacji. Gdzieś w pamięci mam oglądane kiedyś fragmenty którejś z adaptacji filmowych, ale było to przed początkiem mojej więzi z literaturą rosyjską i pamiętam tylko tyle, że film lekko mnie znudził.
Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy szukając czegoś nieciężkiego a w miarę przyzwoicie zrobionego do oglądania na Amazonie, trafiłam na australijski serial "The Beautiful Lie". Napisałam serial, ale tak naprawdę to film w sześciu odsłonach. Wydawałoby się, że realia dziewiętnastowiecznej Rosji i Australii dwudziestego pierwszego wieku to dwie zupełnie nieprzystające do siebie rzeczywistości; można by pomyśleć, że zmiany obyczajowe i kulturowe oraz geograficzne położenie obu krajów nie pozwolą na przeniesienie wielkiej rosyjskiej duszy na najmniejszy z kontynentów. Okazało się jednak, że można - uniwersalizm powieści wymyka się granicom terytorialnym i ramom czasowym.
Film jest majstersztykiem. Oto Anna Karenina/ Ivin (podaję książkowe i filmowe imiona i nazwiska). Anna odniosła sukces, ma piękną rodzinę. Ma wszystko (wszystko?) czego można sobie w życiu życzyć. Udane życie osobiste, (jeszcze) młodość, pieniądze, urodę, otacza ją bliższa i dalsza rodzina, przyjaciele. Kobieta spełniona, zarówno w książce jak i filmie. I cóż takiego może się zdarzyć, że grozi utrata większości wymienionych przeze mnie dóbr? Czyjaś śmierć? Choroba? Bankructwo? Nie, coś jeszcze znacznie gorszego. Własny wybór.
Zachęcam do obejrzenia filmu, jeśli ktoś chce się przekonać, na ile jego twórcy pozwolili sobie na dostosowanie książki do dwudziestopierwszowiecznych realiów - to znaczy: na ile zdaniem twórców realia te zmieniły się. Czy bohaterowie będą tacy sami i spotkają się z takim samym odbiorem? Czy Anna odejdzie do Wrońskiego/ Skeeta? Jeśli tak, czy świat wokół niej jej to wybaczy? Jaki będzie Wroński/ Skeet? A przede wszystkim jaki będzie Karenin/ Xander Ivin? Na ile te sto kilkadziesiąt lat zmieniło jego pozycję?
Film ma duszę i jest to dusza rosyjska, sfilmowana co prawda po australijsku, ale w stu procentach przepełniona rosyjską tęsknotą. Najdrobniejsze szczegóły zostały pieczołowicie dopracowane. Scenografia - takie wnętrza owszem, mogą być i w Australii, ale kojarzą się z Rosją. Takie biesiadowanie, wszyscy mogą tak biesiadować, ale oglądając je czuje się ducha książki. Nawet muzyka bywa rosyjska. Film jest po prostu piękny. Aktorzy wyczarowują prawdziwe postaci z krwi i kości, a obserwując ich trudno nie stawiać sobie pytania, jaki byłby mój wybór w danej sytuacji.
Oglądając film zastanawiałam się nie tyle nad tym, na ile zmienili(by) się bohaterowie, nurtowało mnie coś innego - na ile zmienił(by) się ich odbiór przez społeczeństwo i ocena. I zdaniem twórców filmów owszem, w stosunku do niektórych postaci nastąpiły zmiany. Nie da się udawać, że żadne nie nastąpiły w rolach kulturowych kobiet i mężczyzn. Na ile jednak i wobec kogo?
Mając nadzieję, że ktoś sięgnie po książkę czy obejrzy "The Beautiful Lie" nie chcę zdradzać zbyt wiele treści. Czymś jednak trzeba recenzję zamknąć - a mnie przychodzi do głowy tylko jedno zdanie, które może być tutaj finałem: Świat nigdy nie wybacza matkom.
Liczba postów: 12,230
Liczba wątków: 89
Dołączył: 03.2013
Reputacja:
916 Płeć: mężczyzna
Venom 2. Odradzam nastawianie się na coś w stylu Avngers czy choćby Spider-mana. Nudnawe, nierozwijające postaci filmidło, które miało być zabawne, ale coś nie wyszło. 4/10
Liczba postów: 1,572
Liczba wątków: 19
Dołączył: 08.2020
Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Tradi katolik
Gawain napisał(a): Venom 2. Odradzam nastawianie się na coś w stylu Avngers czy choćby Spider-mana. Nudnawe, nierozwijające postaci filmidło, które miało być zabawne, ale coś nie wyszło. 4/10
Oglądałeś? Mi się jedynka podobała. Coś ciekawego a nie ten sam patent pchany od lat. Mowa o tych całych Avengersach. Tutaj Batman Nollana to prawdziwa perełka wśród zalewu tego kiczu o superbohaterach. Choć Iron Man 1 trzymał poziom, nowy Logan też niezły. Ukazuje głównego bohatera nie jako badassa a przegrywa życiowego co robi to co trza zrobić. Ja nie specjalnie lubię tego typu produkcję, ale uważam że Batman Nollana to dzieło wybitne. Widziałem każdą część po kilka razy
Dobre filmy kręcił David Fincher np. Gra, fight Club(Podziemny krąg), Azyl, Siedem
Jakbym miał robić ranking powyższych czterech filmów Finchera, to wyglądałby on tak
1. Fight Club
2. Siedem
3. Gra
4. Azyl
Liczba postów: 12,230
Liczba wątków: 89
Dołączył: 03.2013
Reputacja:
916 Płeć: mężczyzna
znaLezczyni napisał(a): Przepraszam, ale gdzie tu recenzja? Chcesz wstawiać w ten wątek, to wysil się trochę.
Kiedy nie ma o czym mówić. Film był krótki, rozwiązania fabularne oczywiste i naciągane jak gacie. Część pierwsza robiła robotę, przedstawiła postać, dawała zajawkę na jakieś rozwinięcie charakteru i opowieści, tak tutaj pokazano, że postać po prostu ma jakieś dziwne życie i coś robi. Zupełnie bez głębszych motywacji. Ot miała być śmieszna rozrywka a wyszło nie wiadomo co. Jak ktoś kojarzy komiksy to wie czemu położono nacisk na Venoma. To jest preludium przed wprowadzeniem kolejnego arcyantagonisty dla Avengersów, dla rozbudowania franczyzy. Ale dałoby się zrobić to milion razy lepiej. Tutaj stwierdzono, że "fani i tak pójdo". I poszli. I nic z tego nie wynikło.
Mustafa Mond napisał(a):
znaLezczyni napisał(a): Przepraszam, ale gdzie tu recenzja? Chcesz wstawiać w ten wątek, to wysil się trochę.
Może oszczędność słów i zasłona milczenia to najlepsza recenzja tego dzieła?
No ba. Mi się przykro zrobiło. Nie nastawiałem się bardzo, bo Venom to specyficzna postać, ale się zawiodłem, bo mają ludzi za zjebów.
Liczba postów: 6,699
Liczba wątków: 89
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
965 Płeć: nie wybrano
InspektorGadżet napisał(a): (...) Coś ciekawego a nie ten sam patent pchany od lat. Mowa o tych całych Avengersach. Tutaj Batman Nollana to prawdziwa perełka wśród zalewu tego kiczu o superbohaterach. Choć Iron Man 1 trzymał poziom,
Wtrącę się, że mieszasz czasy powstawania. Trylogia DarkKnight to po kolei lata 2005/08/12. W roku 2008 powstaje pierwszy Ironman a kuluminacją pierwszej fazy są Avengersi, 2012 AD. Tak więc koniec jednej serii to punkt startowy dla dominacji drugiej.
A co się stało u konkurencji? DCEU... brr... Notabene, ciekaw jestem, co sądzisz o tej franczyzie. Ponoć można ją albo kochać albo nienawidzić, ja należę do tej drugiej grupy. Poza MoS, ten jeszcze się dało patrzeć, ale reszta to strata pieniędzy i materiału aktorskiego.
Cytat:nowy Logan też niezły. Ukazuje głównego bohatera nie jako badassa a przegrywa życiowego co robi to co trza zrobić.
Ogólnie seria X-men ów jest często zapominana, gdyż pod koniec niestety nieco zeszła w łasce publiczności (oraz, niestety, producentów). Niemniej dla mnie X-men 1+2 to nadal perełki, które podniosły poprzeczkę dla wszystkich innych produkcji. A Logan niejako zamknął pewien rozdział w historii kina dla Wolverina. Dla mnie Logan to też ten rodzaj filmów, które nawet nie mają jakichś wielkich niespodzianek czy fajerwerków, to wygrywają nastrojem i grą aktorską. Bo wiedzą, że w kinie najważniejsze nie jest CGI czy choreografie ale emocje. Albo współczujemy bohaterom, współ-czujemy z nimi. Albo nie. A w Loganie od początku do końca jesteśmy razem z figurą, tym razem w jej tragicznej odsłonie.
Cytat:Ja nie specjalnie lubię tego typu produkcję, ale uważam że Batman Nollana to dzieło wybitne. Widziałem każdą część po kilka razy
Nie tyle wybitne ale przełomowe. Jeżeli sobie narzekasz na MCU to spróbuj kiedyś, tak dla zabawy, oglądąć jakiegoś starego Supermana. Albo Batmana z czasów, jak przypominał bardziej jakieś karnawały w Rio. Albo jak na pancerzu Batmana dorobiono sutki Dżordżowi Kluunii. Swego czasu były to nawet rozrywkowe filmy z mnóstwem znanych aktorów, dziś tego oglądać się nie da.
Cytat:Dobre filmy kręcił David Fincher np. Gra, fight Club(Podziemny krąg), Azyl, Siedem
Jakbym miał robić ranking powyższych czterech filmów Finchera, to wyglądałby on tak
1. Fight Club
2. Siedem
3. Gra
4. Azyl
Z tym że Grę i Siedem można traktować na równi
Gra pod koniec obsysa w wiarygodności (spadać z 200-piętrowego wieżowca na poduszkę wielkości łóżka wodnego, serio?), a w Siedem Kevin Spacey pod koniec wymiata. Dlatego dla mnie zdecydowanie przed tym drugim.
PS: Jeżeli lubisz Nolanów to po prostu MUSISZ oglądnąć Memento.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 2,105
Liczba wątków: 56
Dołączył: 10.2014
Reputacja:
221 Płeć: nie wybrano
Gawain
Cytat: Mi się przykro zrobiło.
Mnie. Tojest tobie. Przepraszam, ale trudno jest mi się powstrzymać, kiedy widzę taki błąd.
A przykro to powinno ci być, że temat zaśmiecasz. Od pisania dwóch zdań o filmie, który ci się nie podoba, jest wątek Filmy - strata czasu
Przeczytaj może jeszcze raz początek tego tematu, czemu miał służyć i jak wyglądał. Potem przestań śmiecić (moderatorowi nie przystoi) i może, jeśli będzie ci się chciało, zrób porządek w tym temacie i poprzenoś do tego drugiego. Inaczej nie widzę sensu, żeby w przyszłości się tutaj wysilać. Dziękuję.
Jeśli zabraknie ci argumentów - nazwij mnie kłamczynią i napisz, że łżę.
Liczba postów: 1,572
Liczba wątków: 19
Dołączył: 08.2020
Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Tradi katolik
Bert04 napisał(a):Wtrącę się, że mieszasz czasy powstawania. Trylogia DarkKnight to po kolei lata 2005/08/12. W roku 2008 powstaje pierwszy Ironman a kuluminacją pierwszej fazy są Avengersi, 2012 AD. Tak więc koniec jednej serii to punkt startowy dla dominacji drugiej
No ja wiem, tylko że dla mnie te Avengersy to turbokicz. Mamy prawilniaka który przesadził z odzieżą patriotyczną. Typa co trafia z łuku z kilometra. Do tego mamy jakiś kraj w Afryce który zamiast pchać technologie i na niej zarabiać, buduje imperium o którym nikt nic nie wie. Do tego trochę ckliwych tekstów i nara
B4 napisał(a):A co się stało u konkurencji? DCEU... brr... Notabene, ciekaw jestem, co sądzisz o tej franczyzie. Ponoć można ją albo kochać albo nienawidzić, ja należę do tej drugiej grupy
Chodzi Ci o te Zielone latarnie, Wonder Woman i Supermena? Idzie obejrzeć ale bez rewelacji
B4 napisał(a):Bo wiedzą, że w kinie najważniejsze nie jest CGI czy choreografie ale emocje. Albo współczujemy bohaterom, współ-czujemy z nimi. Albo nie. A w Loganie od początku do końca jesteśmy razem z figurą, tym razem w jej tragicznej odsłonie
No to stary patent. Bohater widzi Matkę później idzie na walkę i umiera. Albo w innej kolejności. W Mugen Train to było fajnie pokazane jak Regnoku włączył z Akazą
B4 napisał(a):Nie tyle wybitne ale przełomowe. Jeżeli sobie narzekasz na MCU to spróbuj kiedyś, tak dla zabawy, oglądąć jakiegoś starego Supermana. Albo Batmana z czasów, jak przypominał bardziej jakieś karnawały w Rio
Oglądałem starego Batmana. Ujdzie. Według mnie dobry motyw bohatera jest pokazany w Terminatorze 2. I mówię powaznie
B4 napisał(a):Gra pod koniec obsysa w wiarygodności (spadać z 200-piętrowego wieżowca na poduszkę wielkości łóżka wodnego, serio?), a w Siedem Kevin Spacey pod koniec wymiata. Dlatego dla mnie zdecydowanie przed tym drugim.
Wszystkie filmy Finchera to abstrakcja. Np. Fight Club kończy się w taki sposób w jaki nikt się nie spodziewał
Liczba postów: 21,611
Liczba wątków: 218
Dołączył: 11.2010
Reputacja:
1,019 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: ate 7 stopnia
"Psie pazury"
Recenzja będzie krótka- nie oglądajcie tego, nie warto.
Skuszony mundrymi recenzjami obejrzałem i do dziś nie wiem o co biega.
Akcja się zawiązuje, zawiązuje i zawiązuje w tempie schnącej farby.
Coś zaczyna w końcu trybić i .... pojawiają się napisy końcowe
Liczba postów: 9,691
Liczba wątków: 43
Dołączył: 09.2012
Reputacja:
1,042 Płeć: nie wybrano
Serio? Jak dla mnie jeden z lepszych filmów jakie widziałem w ubiegłym roku. I nawet to, że już od sceny z krowią padliną podczas konnej wycieczki Petera, domyśliłem jak się mniej więcej skończy, nie zepsuło mi to odbioru całości.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Liczba postów: 21,611
Liczba wątków: 218
Dołączył: 11.2010
Reputacja:
1,019 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: ate 7 stopnia
Wiesz, lubię surowe filmy podszyte jakąś tajemnicą, lekko niedopowiedziane, nieoczywiste.
I zacząłem oglądanie tego filmu z pozytywnym nastawieniem, bo lubię Cumberbatcha, a po filmie "Fortepian" tej reżyserki spodziewałem się kawałka niezłego kina.
A tu wyszedł (wg mnie oczywiście) kompletny zakalec. Nic tu się nie klei, jakieś ni w pi... wątki homo, jakaś ucieczka od kariery akademickiej, jakaś zawiązująca się nić porozumienia z pasierbem, jakieś plecione przez pół filmu lasso, jakiś małomówny do końca brat, jakaś zestresowana pijaczka.
Czekałem bite 2 godziny aż to się jakoś zagęści, a tu się rozlazło, jak stare gacie. Wszyscy zostali na swoich początkowych pozycjach, a Cumberbatch na końcu wziął i umarł.
Wg mnie kompletnie zmarnowany czas - rozczarowanie roku.
Oczywiście to tylko moja opinia ale kiedy rozpytywałem swoich przyjaciół, to raczej wszyscy mieli podobnie.
Liczba postów: 9,691
Liczba wątków: 43
Dołączył: 09.2012
Reputacja:
1,042 Płeć: nie wybrano
Sofeicz napisał(a): Cumberbatch na końcu wziął i umarł.
Uwaga spoiler, jak ktoś nie oglądał filmu niech absolutnie nie czyta:
On nie umarł tylko ....
Spoiler!
został zamordowany. Skóra z której skręcał lasso pochodziła z padniętej krowy zakażonej wąglikiem, którą Peter znalazł podczas przejażdżki. Peter widząc, że ten ma poranione ręce specjalnie mu ją podsunął. Potwierdza to też ostatnia scena, gdy Phil jadąc do lekarza daje Peterowi to lasso a on ubiera rękawiczki. Gdy Peter zorientował się, że Phil jest gejem postanowił to wykorzystać aby się do niego zbliżyć. I zamordować - aby chronić swoją matkę, która wyszła za zakochanego w niej Georga z rozsądku - i nie poradziła sobie z tym - co było przyczyną picia. Pierdoła i niedojda Peter okazuje się zimnym cynicznym mordercą popełniającym zbrodnię prawie idealną. Film natomiast jest tak prowadzony, że cały czas się wydaje, że to Phill na końcu odwali coś złego. Bo to jest tak prowadzone, że widz wie, że na końcu musi coś się stać niedobrego. A gość nie jest zły tylko nie może sobie poradzić ze śmiercią Bronco-Billa i skrywaniem swojej homoseksualności w świecie twardzieli kowbojów. Niedopowiedzeniem jest czy ojciec Petera (który pił przez co jego matka była też nieszczęśliwa) przeniósł się na tamten świat sam czy też z pomocą Petera.
Jedyne do czego bym się doczepił to zmiana nastawienia Philla do Petera - jest ona pokazana za szybko, przez co ciężko zrozumieć motyw Philla. Ale prawdopodobnie było to odkrycie przez Petera jego tajemnicy, oraz połączenie z tym, że Peter też był gejem.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Liczba postów: 6,699
Liczba wątków: 89
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
965 Płeć: nie wybrano
Ech... to się robi tak:
<auto-ciach>
A pisze tak:
Kod:
[spoiler]Spoiler[/spoiler]
Ja używam jakiegoś innego kodu (jak "quote") i edytuję ręcznie. Nie idzie w WYSIWYG, oczywiście.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.